sobota, 19 stycznia 2019

"W TELEWIZJI MÓWIĄ" (2/5)





W telewizji grają
Jednostki nadają
Miliony odbierają
Chcesz czy nie chcesz -
Zrobią ci z głowy jajo
Od jutra, zamiast z głową,
Wszyscy z jajem popierdalają

Kaliber 44 - "Litery"




Nasz Raj nie jest iluzją,
ale krótką chwilą,
trwającą ledwie godzinę,
z przerwą na męczarnię
i jeszcze jedną godzinę wytchnienia.

Ezra Pound




My decydujemy tylko o tym,
jak wykorzystać czas, który nam dano.


Gandalf




Oh, Suzie Q, oh, Suzie Q,
Oh, Suzie Q
Baby, I love You
Suzie Q
I like the way You walk
I like the way You talk
Suzie Q

CCR - "Suzie Q"





- Dlaczego ty zawsze jesz banany?
- To nie jest zwykły banan.
To banan Chiquita.
- Chiquita? 
- Patrz na tamtego frajera.
To zwykły banan.
A widzisz tamtą dupeczkę?
To jest Chiquita.

"Banany Chiquita. Naturalnie."




     - Ja pierdolę, agentka Scully jest guru wychowania seksualnego! Netflix czyta, kurwa, w myślach! Dlaczego nie mam Netflixa? - rzucił z żalem Skucha.
     - Bo jesteś biedakieeem. - odpowiedział Miętki, przeciągając w zabawny sposób słowo określające stan finansowy kompana.
     - Ale mam HBO GO...
     - Bo rodzice mają.
     - I co z tego, kurwa?

     - Żartuję, ziomek... Co? Chcesz zacząć ten serial?
     - I co? Zacznę i, kurwa, nie skończę...
     - Ściągniesz se z torrentów... Która godzina? Nie ma przypadkiem teraz "Po Pytaniu Przy Śniadaniu"?
     - Ja pierdolę, muszę iść na zajęcia...
     - Na którą masz?
     - Na dziewiątą.
     - A która jest?
     - Siódma za dwadzieścia trzy.
     - Spokojnie. Masz czas. A teraz... zobaczmy, co się dzieje w Matriksie. - Miętki wcisnął "SOURCE" na pilocie i przełączył wyjście HDMI z lapka na telewizję satelitarną. Była końcówka stycznia. Siedzieli w jego mieszkaniu, w salonie i sypialni w jednym, od dwunastu godzin oglądając produkcje internetowej wypożyczalni, w trakcie bongowej inhalacji bukakowym Bubble Gumem, którego zostało im jeszcze pięć gram. Kwadrat czterdziestodwumetrowy - łazienka, kuchnia, pokój, balkon. Całość przytulna, choć komunistyczna gdzieniegdzie - paździerzowa wykładzina, paździerzowa meblościanka, paździerzowa pralka, paździerzowy zapach i paździerzowe białe ściany popisane cytatami z Necronomiconu przez poprzedniego wynajmującego, posoką.
     W odbiorniku ich oczom ukazał się kanał pierwszy państwowej telewizji publicznej. Trwała właśnie reklamówka syropu na kaszel. Z ekranu rozbrzmiewa marsz żałobny Chopina. Główny bohater, zadbana głowa rodziny po trzydziestce, nie może jeść, pić, spać, pracować i spędzać czasu z żoną, córką i synem z powodu nieustającego bólu w gardle. Udaje się na prześwietlenie płuc, by odkryć, iż gniazdo pszczół tkwi mu w przełyku. Lekarz wyjaśniwszy, że na to jest tylko jedno rozwiąnie, wyjmuje zza ucha pacjenta "Placebix", lekarstwo na bazie naturalnych składników ("na bazie" ma tu znaczenie stosowne po zbójecku niemal, gdyż produkt syntetykiem tańszym, wciąż zgodnym z prawem jednak), co podkreśla refren "Małych Rzeczy" Sylwii Grzeszczak. Zarażony wraca do domu, łyka łyżkę syropu, po czym, cały w bursztynowej poświacie, wydala z siebie powolutku uradowany pszczele legowisko na ziemię, które to dopada ich golden retriver i zagryza zębiskami, piszcząc przy tym z bólu niemiłosiernie, ogonem merdając. Rodzinka w śmieszek, w przytulaska, w dziubaska i na wersaleczkę, przed telewizorek - wszyscy szczęśliwi, wszyscy cali i zdrowi, wszyscy gotowi do walki o lepsze jutro. "Ciesz my-się z ma-łych rze czy-bo wzór na szczę ście-jest zapisa ny-w-ni-ich" głosi wokalistka w tle. "'Placebix - nie zawiedź swoich bliskich'. Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu", czyta na zakończenie lektor w roli psa walczącego z ulem.
     - Idziemy na faję?
     - Możemy iść, jeszcze się nie zaczęło.
     Panowie wyszli na balkon. Uprzednio ubrali kurtki, czapki, rękawiczki i szaliki. Dzień tego poranka zaczynał się wyjątkowo nieżyczliwie. Chłodny front atmosferyczny z Syberii osiadł nad całą Polską, termometry wskazywały -23 stopnie Celsjusza, a przenikliwy wiatr o prędkości 142 km/h wywołał niemałą zamieć śnieżną, co to na nikotynowy rytuał kumpli wyciszyła swe nerwy akurat, choć pruszyć nie przestało. Skucha drążcymi palcami wyjął paczkę Chesterfieldów z kieszeni spodni i wyciągnął papierosa. Odpalając peta, spojrzał na Miętkiego, wyglądającego jawnie na bijącego się z myślami.
     - Chcesz?
     - Nie, nie... Nie paliłem dwa lata, a znowu zaczynam, więc muszę skończyć czym prędzej. Z resztą, to Chesterfieldy. Nie palę Chesterfieldów. Nigdy. Gryzą i w ogóle.
     - O chuj ci chodzi? Dobre szlugi.
     - No właśnie nie. I sorry, ziom, ale capi od ciebie. Trupim oddechem. Pewnie pijesz codziennie kawę na czczo, karmiąc raka przy okazji, co? Jebią ci wnętrzności...
     - Spierdalaj, dobra?
     - Chesterfieldy to syf. Podobnie jak Rothmansy, Winstony, P&S'y, Sobieskie, RGD'ki, LD'ki i reszta ścierwa lipnej jakości.
     - Moja mama pali, kurwa, LD'ki.
     - Nie paliłem, nie oceniam.
     - Właśnie to, kurwa, przed chwilą zrobiłeś, kutasie! I jakie niby fajki to nie syf?!
     - Marlboro, LM'y, Lucky Strike, Camele, Davidoffy i Pall Malle.
     - Jeden chuj, czy palisz swoje marlboraski czy nabijany ruski tytoń z ryneczku, faje to pierdolone gówno. Jeden z najgorszych dragów, zaraz obok alkoholu, stymulantów i opiatów, więc nie pierdol. W ogóle wiesz, dlaczego ludzie tak palą te szlugi jebane?
     - Bo każdy ssak uruchamia obwód samozachowawczy w kontakcie z pierwszym wdrukowanym obiektem przetrwania biologicznego - sutkiem?
     - Albo, kurwa, smoczkiem... Dobrze... Gadaliśmy już chyba na ten temat...
     - Gadaliśmy...
     - Dlatego tak dużo ludzi pali fajki, oblizuje się, zagryza wargi, obgryza paznokcie, wpierdala na umór i tak, kurwa, dalej.
     - Mówisz, że nikotyna to jeden z najgorszych dragów... To są jakieś najlepsze?
     - Psychodeliki w mikro-kurwa-dawkach. 
     - Pieprzysz teraz.
     - Poważnie ci, kurwa, mówię! Poczytaj sobie na przykład Leary'ego, McKennę albo Hoffmana. Ale pamiętaj, że igrasz z ogniem.
     - Igram z ogniem?
     - Jesteś wciąż na antydepresantach.
     - No i?
     - No i jak mieszasz, to nigdy nie masz pewności, jak się sprawy na tripie potoczą. Pamiętaj po prostu, że mogą ci się styki poprzepalać i się zawiesisz - na parę dni, na parę tygodni, na parę miesięcy, na parę, kurwa, lat, kurwa, ale gdy już wrócisz do żywych, udowodnisz sobie, że jednak masz silną, kurwa, psychikę.
     - Superekstra - skwitował ironicznie domownik - I czy ja w ogóle kiedykolwiek powiedziałem, że chcę zacząć zarzucać psychodeliki w mikrodawkach?!
     - Informuję, kurwa, po prostu, nie sapaj się! I sam spytałeś, zjebie! - warknął studencina. - Poza tym, jako ludzkość jesteśmy niewolnikami uzależnień. Czy to behawioralnych czy to od substancji psychoaktywnych...
     - "Behawioralnych"?
     - Uzależnień od czynności... Seks, komputer, telefon, jedzenie, seriale, telewizja, gazety, hazard, praca, nawet, kurwa, zadłużanie się... Czaisz?
     Niezbyt komfortowo było kopcić w tych warunkach atmosferycznych, ale nikotynista od pełnoletności dał radę w płuco uderzyć mieszaniną metali ciężkich, pierwiastków promieniotwórczych, nitrozaminy, estrów kwasów tłuszczowych, chlorku winylu, acetonu, 
węglowodorów aromatycznych, arsenu, metanolu, insektycydu polichlorowego, cyjanowodoru, formaldehydu, butanu i amoniaku, między innymi, rzecz jasna. Zaciągnął się po raz ostatni przed zgaszeniem kiepa.
     - Kurwić to, czy palimy te szlugi czy nie. Wystarczy, że oddychamy codziennie w tym smogu zajebanym. Skutki uboczne podobne. - oznajmił Skucha, wchodząc do środka, Miętki za nim, zamknął drzwi, a wietrzysko wróciło. 
     Spoty reklamowe wciąż trwały. Tym razem pewien znany aktor wykreowany na papieża Polaka, podróżujący po świecie i głoszący dobrą nowinę, w dynamicznym montażu z instrumentalną "Barką" jako podkład muzyczny, polecał najserdeczniej założenie konta i wzięcie kredytu konsolidacyjnego w Bóg Zapłać Bank, polskim reprezentancie Banku Watykańskiego. Na koniec pojawiła się informacja, iż spot został sfinansowany przez państwową telewizję publiczną z pieniędzy podatników.
     - Myślisz, że w Watykanie też zbierają na tacę?
     - Wcale mnie by to, kurwa, nie zdziwiło.

     - Ja pierdzielę - zaśmiał się pan domu - Właśnie mi się przypomniało, co odwaliłeś w drugiej liceum na religii... co powiedziałeś...
     - Co powiedziałem?
     - No że Bóg musi być jebaną hermafrodytą, która najpierw sobie obciągnęła, pomemłała spermę w japie, w srom napluła i ze sromu Adama i Ewę wysrała... czy coś w ten deseń.
     - A, rzeczywiście...
     Kolejna reklama przedstawiała najnowszy hit ze sprzętów AGD - robota kuchennego o sztucznej inteligencji pięciolatka, przez co, poza profesjonalną pomocą w codziennym gotowaniu, odkurza, wywiesza pranie, myje naczynia, wyrzuca śmieci, a nawet kosi trawę, odśnieża i głosem Krystyny Czubówny czyta bajki na dobranoc twym pociechom. Dzięki specjalistycznej stalowej budowie, przypominającej żyrafę miniaturową z dodatkowymi kończynami szyjnymi, pięciopalczastymi, urządzenie nie ma problemu z jakimkolwiek terenem domowym. Wystarczy wgrać na dysk twardy uproszczony plan budowy swego gniazdka, z zaznaczeniem na czerwono niezbędnych do jego pracy tworzyw, i voila, ruszyła maszyna, już nic nie zatrzyma, co wpadnie pod koła, to uciec nie zdoła! Hola!
"GIRAFFAX 523 - wyręczy cię z udręki".
     - Pamiętasz jak w wakacje byliśmy we Wro i szliśmy akurat bocznymi uliczkami rynku zmotać haszysz?
     - No?
     - Była jakaś impreza w centrum. I wtedy rzuciłeś, że dziś na rynku będzie śpiewać Britney Spears. "Britney Spears?", zdziwiłem się, bo dawno typiary ani nie widziałem ani nie słyszałem, a co dopiero na wrocławskim rynku...
     - No... było tak... i zaraz, kurwa, potem...
     - ...z hotelu Art, będącego w tamtym momencie tuż przed nami, wyszła Britney z ochroniarzem, zerknęła zdziwiona na dwójkę ludzi stojących przy wejściu, potem na nas... i poszła śpiewać na rynek... Bukak ostatnio o tym mówił... Jak to się nazywa?
     - Czekaj, bo nie pamiętam, kurwa... I nic dziwnego, że zerknęła zdziwiona na tę parkę, bo wyglądali tak, jakby debil był 40-letnim prawiczkiem, który po usłyszeniu od laski "Jestem mokra", stwierdził "Ja wysuszę!" (w istocie, panicz w gal odziany pod pachą prawą trzymał lewe kolano swej wybranki równie wystrojonej, dmuchając i chuchając w łona okolice) Czekaj... Coś, kurwa, na "s" chyba... Zaraz sobie przypomnę.

     Minuta do siódmej zero zero.  
     Może i żaden z nich się do tego nie przyzna, ale i jeden i drugi śledzą "Po Pytaniu Przy Śniadaniu" kiedy tylko mogą. Na nic ich niechęć do telewizji. Nic dziwnego. Ich oblubienica została gwiazdą. Muszą ją podziwiać. I chcą, przede wszystkim. Właśnie zaczynają...
     Jeszcze trzy lata temu Saranella była pogodynką w jeleniogórskiej telewizji kablowej. W międzyczasie robiła licencjat z dziennikarstwa i oczekiwała czegoś więcej od swej pracy. Któregoś dnia, zaraz po pogodzie, wypowiedziała umowę z dwutygodniowym wyprzedzeniem, i przez ten czas szukała stażu w którejś z telewizyjnych stacji warszawskich. I znalazła. Posadkę garderobiany prezenterki państwowej telewizji publicznej, będącej niezwykle szalbierczą celebrytką, uzależnioną od alkoholu, kokainy i liczby polubień jej wpisów na fejsie, insta i twitterze. Stan fizyczny i psychiczny kobieciny miał się coraz gorzej, toteż jeleniogórzaninka po cichu liczyła, że ze względu na swą wiedzę, usposobienie i pewność siebie, zajmie w końcu miejsce tej sławnej pindy. I tak też się stało, choć nie obyło się bez perturbacji...
     Jej główny przełożony, będąc ździebko przypartym do muru ze względu na niespodziewany brak prezenterki, gdy grunt walił mu się pod nogami (transmisja na żywo miała się zacząć za dwadzieścia trzy minuty), nie przyjął Saranelli szybciutko z otwartymi ramionami, a szybciutko z rozpiętym rozporkiem.
     - Jest cały twój, dziecino... - wysapał oblech przez zęby, rozciągając się na fotelu biurowym. Niewiasta potraktowała sytuację z jak największą powagą, informując początkowo delikwenta, że ten jej nie pociąga w sposób żaden, by ostatecznie wziąć napletek do ust, tylko na sekundkę, sekundeczkę, sekundunię, i mocno uzębieniem swym go przegryźć, wypluć żylasty fragment do Szefa Wszystkich Szefów z kawą i zatamować obfite krwawienie spranymi slipami w groszki, będącymi jak najbardziej pod ręką.
Jakież było jego zdziwienie, gdy parę chwil później debiutująca gospodarz programu prowadziła po raz pierwszy "Po Pytaniu Przy Śniadaniu" w taki sposób, jakby robiła to od lat! Zdumienie małżonki prezesa PTVP (Państwowej Telewizji Polskiej) było z grubsza jednakoż obfitsze.
     Powracając do dzisiejszości...
     - Rozpoczynamy "Po Pytaniu Przy Śniadaniu". Saranella Saranilla, kłaniam się państwu. Naszymi pierwszymi gośćmi są pani Ewa Loka - psycholog, Angela Kowalsky - finalistka piątej edycji "Głuchoniemoniewidomy szuka żony" oraz cudowne dziecko naszych czasów, geniusz, akrobata i poeta - dziesięcioletni Iwo Maczek. Witam panie, witam pana. Dziś w programie porozmawiamy o tym, jakich kobiet nie lubią kobiety, o tym, jak poradzić sobie z falą hejtu w dzisiejszych czasach oraz o tym, czy nasz system edukacji zmienił się na lepsze czy gorsze... - prowadząca usiadła na swym fotelu vis-a-vis sofy, na której siedzieli już zaproszeni. Między nimi błyszczała lakierowana ława dębowa, a na niej micha pomarańczy i cztery szklanki wody. Wystrój studia był typowy dla telewizji śniadaniowej, czyli schludnie, czysto i kolorowo.
     - Zanim jednak zaczniemy, mamy dla państwa małą niespodziankę. Z naszym studiem połączył się właśnie Saturnin Miłosławski i ma nam coś ciekawego do powiedzenia... Saturnin?
     - Dzień dobry, Saranello, dzień dobry państwu - przywitał się młody dziennikarz, stojący w jednym z warszawskich supermarketów przy lodówce z mrożonkami, trzymając w jednej ręce opakowanie malin, w drugiej mikrofon. - Maliny! Owoc prawie idealny? Jak najbardziej. 
Szacuje się, że co piąta malina na świecie pochodzi z Polski. Zawierają w sobie mnóstwo witaminy C i ponad sto różnych olejków eterycznych. Niskokaloryczne, idealne do diety odchudzającej, jak i wysokiej gorączki, bo działają napotnie, drodzy państwo. W tym okresie świeżych już nie dostaniemy, ale mrożone też zdrowe. I końcowa dygresja, ludzie zatrudniają zwierzęta, żeby typowały wyniki rozgrywek tegorocznych igrzysk olimpijskich. Zatrudnia się krowy, alpaki, chomiki, świnki morskie, ośmiornice, psy i koty. My dzisiaj... - reporter wsadził maliny z powrotem do chłodziarki i wraz z operatorem przeszedł na drugi koniec alejki, gdzie czekał już na niego parzystokopytny ssak trawożerny, wielbłądowaty, maści białej, podcięty na pudla, jęczący przyjaźnie - ...mamy alpakę. Czy Polska ma jakieś szanse? Pod koniec programu będą państwo świadkami tego historycznego losowania. Zapraszam!
     - Dziękujemy, Saturninie, powrócimy do ciebie w odpowiednim czasie. A teraz... Jakich kobiet nie lubią kobiety? - zapytała Saranella, zwracając się do gości, choć przede wszystkim do pani doktor.
     - Prawda jest taka, że gdy kobieta nie lubi samej siebie, ma kompleksy i jest pełna zawiści, przekładać się to będzie na relacje z resztą kobiet. - oznajmiła Ewa.
     - Kobiety nie lubią atrakcyjnych kobiet przede wszystkim! - dodała Angela.
     - Przepraszam bardzo, ale czy to znaczy, że atrakcyjne kobiety nie mogą nie lubić kobiet nieatrakcyjnych? - podpytał zdziwiony Iwo - Tu raczej o kwestię charakteru chodzi, nieprawdaż?
     Skusze przypomniała się właśnie upojna chwila z przyjaciółką, tuż przed wyjazdem do stolicy, kiedy to leżeli nadzy w jego łóżku, a on skubał ustami jej szyję, dłonią zaś gładził pajęczy kopczyk łonowy, by po chwili wyszukać wskazującym łechtaczkę. Szybko pocałowała go w usta, poczynając głębiej oddychać.
     - Kocham cię - wyszeptał z jej językiem przy swoim i objął ramionami. Spoili się brzuszynami i piersiami, by za moment wniknąć w siebie doszczętnie. Gdy już wszedł, zaczął od spokojnych i finezyjnych ruchów okrężnych, w trakcie których połykali się wzrokiem.
     - Kocham cię - powtórzył.
     - Przestań - odpowiedziała, po czym jęła się wić szybko i zaciekle. Czuł, że dojdą w tym samym momencie. I doszli. Kiedy po wspólnym szczytowaniu spoczęli w pięknym odprężeniu, studiujący powielił po raz trzeci dwa magiczne słowa, na co ówczesna pogodynka zareagowała szczerym chichotem. Co zrobić? Zawsze to powtarzał, gdy z którąś spał. Uważał, że na to zasługują. Wszystkie - dobre słowo i orgazm. Czuł w tym nawet jakiś etos.

     Miętkiemu również zebrało się na wspominki. Miało to miejsce dwa lata temu, zaraz po jego powrocie z Londynu, gdzie wyjechał za chlebem, a został kloszardem, którego zgwałcono oralnie. Męska duma znacznie tam ucierpiała, podobnie jak pewność siebie i dystans. Teraz jest z chłopem w porządku, lecz wówczas była tragedia. I to w trakcie tej tragedii Saranella zaprosiła go do siebie na noc, z żalu zapewne, tak przynajmniej przypuszczał. Co więc pozostało korposzczurowi po tamtej wizycie? Zapisał to w pamiętniku. Poniższa notatka była pierwszą i ostatnią:
     1. Kiedy kobieta zaprasza cię do siebie na noc, wspominając wcześniej o tym, jak to na jej nastrój wpływają tabletki antykoncepcyjne, wiedz że coś się dzieje.               

     2. Kiedy kobieta w trakcie seansu uroczego filmu, który sam zaproponowałeś, zamyka oczy, nadyma usta i uśmiecha się, wiedz że coś się dzieje.
     3. Kiedy kobieta otwiera się przed tobą, częstuje cię swym winem, pokazuje gusta muzyczne i porywa do tańca, nocą, parę metrów od sypialni, wiedz że coś się dzieje.
     4. Kiedy kobieta pozwala ci spać przy jej boku, na łyżeczkę w zasadzie, wiedz że coś się dzieje.
     5. I wykorzystaj to tak, do kurwy nędzy jebanej, by każdy był zadowolony, wiedząc że coś się dzieje.
     Młody biurokrata nie uprawiał wtedy seksu ze swą miłą. Przeleżał całą noc w nią wtulony, pocąc się sowicie i uważając, by wzwód nie tykał jej pośladków. Była to jedna z najpszyjemniejszych chwil spędzonych z kobietą w jego dotychczasowym życiu. 

     - Wiesz, że filmik z tej akcji na religii jest wciąż gdzieś na necie?
     - Co, kurwa? Gdzie?
     - Na YouTube. Łasic z Bucefałem wrzucili zaraz po zajęciach. Ma kilka tysięcy wyświetleń, ziom.
     - Kilka tysięcy wyświetleń to sporo. Musiał mieć chwytliwą, kurwa, nazwę.
     - Miał. "Gównodupacyckicipachuj", pisane razem.
     - Wow... Ja pierdolę, jak się to nazywało?
     - Coś na "s".
     - Tyle to, kurwa, wiem...
     Pogadanka o tym, za jakimi kobietami nie przepadają kobiety właśnie dobiegła końca. Napiętnowane zostały kobiety złe, a wyniesione na piedestał kobiety dobre. Można było przejść do następnego pytania. Zanim Saranella je zadała, zapytała siebie na szybko, czy ma przy sobie pendrive'a z planami budowy HAARP'u. O szesnastej miała się widzieć z przedstawicielem władz mongolskich, które to chciały na ojczystym terenie mieć w końcu swoją maszynę do kontroli pogody. Jeśli go rzeczywiście zapomniała, będzie musiała zrezygnować z wywiadu do "Twej Kompanki", najsłynniejszego polskiego tygodnika dla kobiet, który miał się odbyć o trzynastej. 
Włożyła palce do kondomierki swych dżinsów. Jest! Mogła wrócić do programu.   
     - Więc jak to jest z tym hejtem? Angela? Masz w tym doświadczenie, prawda? Może opowiesz nam o tym nieco - podjęła temat Saranella, zgrabnie chwytając szklankę wody z ławy, by upić z niej łyczka na rozruch głosu.
     - No w trakcie programu zaczął się hejt. Hejt na ulicach, hejt w gazetach, hejt w internecie. Czytałam i słuchałam to wszystko, ale się nie przejmowałam. Program trwał, a ja byłam sobą, chciałam być sobą, i w końcu hejt się skończył, a ja byłam sobą, chciałam być sobą i jestem sobą. I widzowie mnie pokochali. I dlatego tu jestem. I cieszę się, że mogę o tym powiedzieć tutaj teraz. Wydaje mi się, że wyczuli to w odcinku, kiedy naszym zadaniem było wykąpać Jarka, kiedy zobaczyli, że na mój dotyk reaguje najlepiej, kiedy zobaczyli, że jestem skromna i spokojna tak naprawdę, a nie jak w poprzednim programie... - tłumaczyła wytapetowana lambadziara skromnością i spokojem w oczy bijąca.

     - W poprzednim programie? - zapytał Miętki telewizor.
     - Przecież to ta szmata z pierwszego sezonu "Paczki z Wawy", puszczała się ze wszystkimi i robiła wszędzie awantury najebana, ciągle srając i rzygając pod siebie.
     - Rzeczywiście! Oglądaliśmy to w gimnazjum! Kiedy to było?!
     - Nabij lepiej buzałę - zaproponował Skucha, po czym dalej głowił się nad słowem na "s", nie słuchając, co tam w pudle pierdolą.
     - Nabijam - rzucił szybko niepoprawny romantyk i rozpoczął proces nabijania fajki wodnej marihuaną. Wyjął cybuch, zapałką wygrzebał do popielniczki spopielone pozostałości po poprzednim nabiciu zeń, chwycił palcami rozkruszonego boba zmieszanego z tytoniem, leżącego na stoliczku, i włożył go do cybana, którego następnie umieścił z powrotem w bongosie - był to unikatowy model "Oko Proroka", szklany, z dodatkowymi stoperami na lód i podwójnymi dyfuzorami kopeć oczyszczającymi, o którego dopóty dbano z pieszczotliwą pieszczotliwie pieszczotliwością, dopóki nie zbił się za dwa, trzy tygodnie.
     - "Zjednanie"? - zapytał sam siebie kawalerki właściciel tuż przed odpaleniem faji i ściągnięciem sowitej chmury.
     - Na "s", kurwa! Na pewno na "s"... - podniósł głos porywczy studencina.
     Pięć godzin później. Saranella odwołała właśnie wywiad i relaksuje się w słuchawkach na wersalce w swej garderobie z zapętlonym "Co z tobą mała" Santorowej w remiksie Skarbów. 18 lipca ubiegłego roku, kiedy to pod Paryżem szkoliła a propos kontaktu z mediami Priscillę Ludosky i Erica Drouet, głównych przedstawicieli Żółtych Kamizelek, algorytm YT podpowiedział jej ten kawałek, który miał wówczas tylko dwadzieścia trzy wyświetlenia. Od razu pokochała jego pogodną, taneczną energię, kliknęła "Lubię to" i od tamtej pory z chcęcią do niego wracała, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Teraz, po dzisiejszej transmisji, też nie było za ciekawie. Głośne pukanie do drzwi. Dziewoja wyciąga słuchawki z uszu i otwiera. Wtem, popychając bestialsko prezenterkę na ścianę, do środka wparowuje wysoki dżentelmen (jak się później okazało, był to Karl von Habsburg, potomek austriackiej rodziny królewskiej, członek Klubu Bilderbergów, aktywny Rycerz Maltański, czyli członek działającego pod przykrywką organizacji charytatywnej Suwerennego Rycerskiego Zakonu Maltańskiego, watykańskiej tajnej policji, zwalczającej wszelakie społeczne wytwory, ograniczające wszechwładzę papieży, która w Polszy służy nadwyraz aktywnie), zamyka szybko wejście na klucz i wyciąga okazały nóż z rękojeścią w kształcie krucyfiksu zza pazuchy. Saranella uśmiecha się zawiadacko pod nosem, wkłada słuchawki z powrotem do swych małżowin, bierze głęboki wdech i przyjmuje pozycję bojową. Brzydziła się odbieraniem życia, dlatego nigdy nie atakowała pierwsza, prowokowała najwyżej, kiedy sytuacja tego wymagała. "Co z tobą, mała? Wyglądasz całkiem nie ta sama. Co ci się stało? Ktoś zabrał ci, co najpierw dał?" śpiewa Irena, a napastnik, niczym mięsożerca na roślinożercę, rzuca się na ofiarę, machając oszalale swą bronią białą, trzymaną w prawicy, co jeleniogórzaninka przechwytuje w krzepkie dłonie i łamie ciemiężycielowi nadgarstek tak, że przebijająca skórę kość ląduje w moment wielokrotnie w jego czole, nie przebijając go wszak na wylot. 
"Tyle widziałam, że dzisiaj mogę zaśmiać się. Chodź tutaj, mała, na pewno nie jest aż tak źle". Wrzask i zaskoczenie. Zamroczony mężczyzna osuwa się na stanowisko charakteryzatorskie, strącając na ziemię wszystko, co nań stało, by po chwili otrzymać cios w głowę okrężnym kopnięciem goleniem, paść na glebę i ostatkiem sił próbować chwycić zdrową ręką leżące nieopodal ostrze. Widząc to, Saranella miażdży mu butem krocze kilkoma szybkimi stąpnięciami. "Widzisz, no, widzisz, tak jest urządzony świat, że czas ucieka nazbyt chyżo. Cios ukryje zawód, uśmiech albo krzyk, choć każdy jest kowalem swojego losu. Życie, życie jak alkohol wchodzi w krew i warto je używać nałogowo. I znów kwitną kwiaty, lecą liście z drzew i zaczynamy wciąż na nowo". Agresor trzęsie się w konwulsjach bólu, trzymając lewicą pozostałości jąder, zaś głęboka rana na obliczu maluje na czerwono mu twarz całą. By oszczędzić śmierci w męczarniach, ekspogodynka skręca mu chybko kark, po czym podnosi krucyfiksowy sztylet i zdyszana kładzie się z powrotem na wersalce. Przyglądając się broni, mającej skreślić ją dziś z tego świata, zastanawia się, czy powodem ataku była poranna audycja. "W sekundzie jednej, zaraz, dziś. Przekreślić wczoraj, chwilą żyć. No co ci się stało, mała?". 
W istocie, bez ochyby.       
     Ze względu na rewelacyjne wyniki w nauce, skrupulatność i systematyczność, Saranella zdała maturę pod koniec pierwszej klasy liceum. Maksymalna ilość rozszerzeń i języków - wszystko na 100%. Jakież było zdziwienie w niej zauroczonych i zakochanych, kiedy oznajmiła, że wyrusza w podróż po świecie i nie wie, kiedy wróci, i czy w ogóle. Zaczęła od USA, Langley w stanie Wirginia, gdzie zatrzymała się u swego stryjka, rządowego mikrobiologa, zajmującego się mutowaniem wirusów. Wuj, zaskoczony dojrzałością, elokwencją i sprytem swej bratanicy, załatwił jej wejściówkę na wykład o bezpieczeństwie na świecie w centrali CIA. Siedemnastolatka miała swój pogląd na ten temat - uważała że to władza stworzyła terroryzm, by obywatele, w imię bezpieczeństwa, stopniowo rezygnowali ze swej wolności, a 11 września był wyreżyserowaną rządową szopką, mającą na celu rozpoczęcie tego procesu. Starała się nie wychylać na prelekcji, jednak jej wypowiedzi i pytania zaskoczyły prowadzących do tego stopnia, że zaraz po zakończeniu wystąpienia, dostała angaż w agencji. Doszła do wniosku, że jakoś to przeżyje i postara się wszystko poukładać tak, by wyszło na jej, pomimo tego że każdy szpieg wie, kogo szpieguje, lecz nie wie, kto szpieguje jego. Pół roku zajęło jej nauczenie się niezbędnej papierologii, nabranie umiejętności korzystania z broni palnej i białej oraz opanowanie Krav Magi, Muay Thai i Kapu Kuialua, co niezwykle zaskoczyło jej nowych pracodawców. Z jednej strony, był to pracownik idelany, z drugiej jej potencjał mógł wpłynąć nie tylko na losy Stanów Zjednoczonych, a całego globu. Wysłali ją więc z powrotem do ojczyzny, by tam w stanie uśpienia czekała na dalsze instrukcje, związane z przypilnowaniem amerykanizowaniu się państwa polskiego. Zanim Saranella wróciła do Polski, zwiedziła kolejno Kanadę, Meksyk, Kolumbię, Kubę, Chile, Brazylię, Argentynę, Islandię, Anglię, Holandię, Belgię, Francję, Hiszpanię, Grecję, Rumunię, Chiny, Rosję, Izrael, Indie, Japonię, Australię i Nową Zelandię, w których to nawiązała niespodziewanie przyjacielskie stosunki z (kolejno) CSIS, CISEN, DAS, DGI, ANI, ABIN, SI, Greiningardeild Varnarmáladeildar, MI6, AIVD, ADIV, DRM, CNI, EYP, SRI, Guojia Anquan Bu, SWR RF, Mosadem, IB, Naichō, ASIS i NZSIS. W tych państwach mogła czuć się bezpieczna, a żadna z agencji nie podejrzewała, co rodzi się w głowie świeżutkiego szpiega. Gdy już wylądowała w kraju nad Wisłą, jej przyjaciele byli właśnie świeżo po maturze i spędzali ostatnie wakacyjne lato w swoim życiu. Niewiasta postanowiła spędzić je razem z nimi, by potem zacząć licencjat z dziennikarstwa, pracując gdzieś przy okazji. Nie interesowała ją w żadnym stopniu Agencja Wywiadowcza, twierdziła że działanie na tym froncie jest zbyt niebezpieczne. Nie miała też aż tyle tupetu, miała za to szczere i niczym nieskrępowane parcie na szkło.
     Wracając do telewizji śniadaniowej naszej agentki w teraźniejszości, temat hejtu zakończył się. Nadszedł czas na system szkolnictwa, o którym miało wypowiadać się genialne dziecko Polski, Iwo Maczek, mający w portfolio doktorat z filozofii, inżyniera z fizyki kwantowej oraz dziesięć tomików poezji, przetłumaczonych na czterdzieści cztery języki, dziesięciolatek, syn światowej sławy malarki i artystki cyrkowej oraz wybitnego antropologa.
     - Ziom, czy to nie była przypadkiem "synchroniczność"? - spytał Miętki.
     - Wiesz co, może i to, kurwa, była "synchroniczność", ale pewny nie jestem. - odpowiedział Skucha. Zadżumieni kolejnymi buchami panowie nie odwracali wzroku od odbiornika.
     - Nasz system edukacji... - zwróciła się Saranella do Iwa - Co nowy rząd, to nowe zmiany. Mieliśmy gimnazja, teraz znów ich nie ma. Jak na przestrzeni lat się to zmieniło? Ty już dawno swą edukację szkolną masz za sobą... Miałeś w ogóle styczność ze szkołą jako taką?
     - Przez chwilę... Tak... I nie wspominam tego za dobrze. Powiem państwu w czym jest problem... Jest okazja, więc mogę, czyż nie?
     - Ależ proszę bardzo, Iwo, po to tu jesteśmy, nie krępuj się.
     - Nie będę się zatem krępował. I proszę mi, bardzo proszę, nie przerywać, ja nikomu nie przerywałem... Podstawowym problemem edukacji, nie tylko w Polsce, lecz i na całym świecie, jest to, iż szkoła szkoli, nie uczy. Szkoły tradycyjne przypominają mikrowięzienia, w których krępuje się dziecko umysłowo i fizycznie, temperuje ich wyobraźnię oraz stosuje się akty psychicznego terroru w formie uwag i złych ocen. Bez takiej szkoły ludzie nie byliby jednak w stanie pójść do swych bezsensownych prac, które działają na podobnej zasadzie jak szkoła właśnie.
     - Nie zgadzam się z tobą, Iwo. - rzuciła stanowczo pani psycholog.
     - Ja też się nie zgadzam. Szkoła uczy... - dodała Angela.
     - Proszę dać mi skończyć... Widzicie państwo, celem społeczeństwa nie jest stworzenie jednostki twórczej, harmonijnej i zdrowej umysłowo, a stworzenie robota, naśladującego społeczeństwo w jego logicznych i nielogicznych aspektach. A wciąż żyjemy w czasach, w których jedna horda samców morduje inną hordę samców, zazwyczaj w celu wspólnego dobra, o które walczą obie strony konfliktu, zabijając przy okazji niewinne kobiety i dzieci. A w wychowaniu, narodowości, poglądach i tym, jak bardzo przez media zostały zmanipulowane, obie strony mają rację. Czyż to nie obłęd? - pytał Iwo w telewizorze.
     Dwóch kumpli spojrzało po sobie, by upewnić się tylko, czy to, co słyszą, to rzeczywiście to, co słyszą. Takiej wypowiedzi bowiem nie słyszeli dawno, i to w publicznej. Kurwa mać, gnojek ma jaja. I łeb.
     - Co więc jest przyczyną, drodzy państwo? - ciągnął dalej urodzony w 2009 - Już mówię. Trzy największe religie, wielbiące Boga samca - judaizm, chrześcijaństwo i islam, które mają bezpośredni wpływ na dzisiejsze bombardowania, terror i mnogość rozlanej krwi. Tak, drodzy państwo, nie łatwo jest to słyszeć, zwłaszcza że żyjemy w państwie wyznaniowym, a krzyż to u nas niemal godło. Ponadto, w tym całym wojenno-religijnym galimatiasie, jesteśmy karmieni trującą chemią i produkujemy trującą chemię, a życie Ziemi, kobiety, jest wciąż deprecjonowane cywilizacją patriarchalną. Chciałbym zaraz zaprezentować państwu mój bunt wobec dzisiejszego stanu rzeczy. Pojęcia nie mam, ilu widzów nas teraz ogląda, ale bardzo możliwe, iż niewielka część z nich dozna zaraz uczucia "synchroniczności".
     Miętki i Skucha spojrzeli po sobie po raz kolejny, zszokowani tym razem. Czy się przesłyszeli czy rzeczywiście łepek powiedział o tym, nad czym zastanawiali się od ostatnich kilkunastu minut?
     - "Synchro"-czego? - to Agela.
     Techniczni w reżyserce mieli niemałą zagwozdkę. Gdyby to, co przed chwilą usłyszeli nie zostało wypowiedziane przez ulubieńca Polski, już dawno zostałoby przerwane przepowiadającą przyszłość alpaką chociażby. Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy, ale cóż... doszli do wniosku, że to tylko telewizja śniadaniowa, nie dziennik informacyjny, tam Iwo dostępu, na szczęście, nie miał, 
niech więc gada, może potem jakoś to przemontują, by kontrowersyjne zbyt nie było i wrzucą w neta, żeby państwowej publicznej wyświetlenia podbić.
     - "Synchroniczność" - wyjaśniał poeta między innymi - to zbiór znaczących zbiegów okoliczności, w którym "umysł" i "materia" są od siebie nierozróżnialne. Jung przypisywał je tak zwanemu "psychoidalnemu" poziomowi psychiki. A nawiązuję do tego, gdyż mój sprzeciw został zainspirowany buńczucznym zachowaniem pewnego licealisty na lekcji religii sprzed kilku lat, pozornie nic nie znaczącym, a inspirującym niezwykle, być może ktoś z jego klasy albo ktoś znający to video nas teraz ogląda, być może ktoś ostatnio pomyślał o tym, o czym zaraz powiem, albo myśli teraz... Niesforny uczeń spojrzał na całość logicznie i biologicznie, i stwierdził, że Bóg musi być hermafrodytą, która wzięła do ust swe nasienie, by za ich pomocą siebie zapłodnić i urodzić pierwszych ludzi. Nie wiem, czy są państwo w stanie to sobie wyobrazić, dlatego zaraz to zademonstruję. I pamiętajcie, jesteśmy Bogami... - przypomniał na koniec Iwo, po czym ściągnął momentalnie spodnie wraz z bielizną, stanął na rękach na środku ławy, wygiął nogi z tułowiem w ten sposób, iż omalże od razu trafił penisem do swych ust, by po chwili zahaczyć dłonią o jedną ze szklanek, rozlewając zawartość i poślizgnąć się widowiskowo, co pociągnęło za sobą niefortunny upadek i skręcenie sobie karku.
     - Dał radę! - dywagowali jedni.
     - Ale za jaką cenę... - rozprawiali drudzy.
     
Jaja leżały mu na brodzie. Wszyscy obecni w studiu nie zdążyli zareagować w odpowiednim momencie, w reżyserce również - dopiero po upadku transmisja została przerwana, zastępując "Po Pytaniu Przy Śniadaniu" dokumentem antyinvitro, by po nim powrócić do losowania wyników Polski na tegorocznej olimpiadzie, dokonywanego przez alpakę. 
     Bukak, jak się okazuje, kolejny fan Saranelli, nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Nie sądził, że sprawy potoczą się w ten sposób. Wiedział, że są coraz bliżej tego, co chcą osiągnąć, tylko czy miła jego nie będzie teraz zagrożona jeszcze bardziej?
     Już poza wizją, opiekunka Iwa, której starość nie oszczędziła, wyła wniebogłosy, próbując reanimować chłopca, do akcji ratunkowej przyłączyła się Saranella, Ewa siedziała niczym sparaliżowana, zaś Angela zwróciła na siebie poranny posiłek i zażądała nowych ubrań od kostiumografki. Czekających na swoją kolej kolejnych gości czekał niemały zawód - reszta zdjęć odwołana definitywnie, więc albo wrzucą ich do następnego odcinka albo w ogóle z nich zrezygnują, nie wiadomo, cholera jasna. Mimo emisji na żywo, obawiano się zamiecenia sprawy pod dywan, jednak jeden z operatorów kamery zdążył wrzucić całą wypowiedź małego fenomenu do sieci, co w ocenzurowanej wersji emitowały później komercyjne kanały informacyjne. Z powodu zamieci, większość szkół była zamknięta w ów dzień, więc dzieci zasiadły rano do śniadania z rodzicami przy telewizorze, by dowiedzieć się od nich, co robić w domku, kiedy tatuś i mamuś będą w pracy. Odsetek dorosłych wraz z pociechami, ufających PTVP, wpadło w niemałe osłupienie tego poranka podczas śniadanka. Całe zdarzenie nazwano potem "Gibkim Maczkiem".
     Póżnym popołudniem zamieć ustała, a temperatura wzrosła do 5 stopni Celsjusza, czyniąc zaśnieżone królestwo polskie ochlapłą ciapają blaskiem słońca maźniętą. Internauci cytowali wtenczas jeden z wierszy Iwa, "Ma Auro" - "W dniu wczorajszym Lato, Chwilę temu Zima, Chwilę później Jesień, W dniu jutrzejszym Wiosna."
     Nikt się nie spodziewał, że rozejdzie się po całym świecie tak szybko - "Gibki Maczek" stał się nieszablonowym tematem wykładów profesorów dziennikarstwa, socjologii i kryminologii. Zastanawiali się oni między innymi nad potrzebą szybkiego podejmowania decyzji, co do emitowania bądź nie, scen mogących mieć drastyczny wpływ na widza. Nikt też nie był w stanie stwierdzić, czy było to samobójstwo zaplanowane czy przypadkowe.
     Czterdzieści dwa lata później, na cześć "Gibkiego Maczka", powstaje nowa dyscyplina sportowa na igrzyskach olimpijskich, druga, po ringo, oficjalnie polska, pierwsza w historii ekskomunikowana, zrzeszająca wszelakie seksualne preferencje ludzkości, urastająca do aktu heroizmu i odwagi, zaliczana do ekstremalnie ekstremalnych w ekstremalności - "Bieg rękoma przez płotki podczas samofellatio". Ma tylu samo zwolenników, jak i przeciwników, a relacje zeń są dostępne w Internecie tylko i wyłącznie za wykazaniem pełnoletności oraz w telewizji po dwudziestej trzeciej.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz