czwartek, 10 września 2015

I. ENTLICZEK-PENTLICZEK, CZERWONY STOLICZEK,







Tato, tato, czy słyszysz nas?
Tato, tato, odezwij się choć raz!
Tato, dlaczego nas nie chcesz znać?
Jesteś naszym ojcem, teraz za to płać!

 

Kiedy byłem jeszcze małym chłopcem,
Wciąż widziałem Cię w telewizorze.
Czytałem twe komiksy, na pamięć je znałem.
Uczyłem się od dziecka, że żołnierz wszystko może.

 

Ty nas pierwszy uczyłeś nienawiści.
Ty nas pierwszy uczyłeś zabijać.
Ty nas pierwszy uczyłeś być silnym.
Ty nas pierwszy uczyłeś być mocnym. 

Hans, daj nam siłę!
Hans, daj nam moc!
Hans, daj nam siłę
Daj nam siłę, daj nam moc!

Dzieci Kapitana Klossa - Tato, Tato






I. NA KOGO




     Był chłodny, przedjesienny jeszcze wieczór, drugi dzień po niespodziewanej przerwie między trwającymi czas cały upałami, które już tuż, tuż, niebawem, ponownie nadciągną, jednakowoż dziś już raczej nie, choć jak wiadomo - po polskiej pogodzie możemy się spodziewać wszystkiego. Z interaktywnej wystawy LEGO w górskiej mieścinie Karpacz wyszli właśnie równo o godzinie 19:33 ojciec w wieku średnim, w początkowej jeszcze fazie przekwitania, oraz pięcioletni jego synek, poczciwy z pyszczka szatynek, wiecznie ciekawy i wiecznie radosny. 
      Wtem, sporych gabarytów jak kolano łysy mąż w płaszczu długaśnym, beżowym, piaskowym niemal, choć tym nie z piaskownicy, a z plaży, smukłym i sprawiającym wrażenie damskiego, w istocie damskim będącym, gdyż narodowiec nie rozpoznał w lumpeksie, iż większość czasu spędził na przymierzaniu odzienia ze stoiska dla pań. W każdym bądź razie, nasz crystal warrior wyciąga Glocka 17 po kryjomu, odbezpiecza, to nie żarty, i z ukrycia celuje w dwóch chłopców, młodego i starego, uprzednio zatrzymawszy należytą komendą ("Rusz się, kurwa, a jak psa zajebię, ciebie i synalka, mistrzu. Tylko spokojnie. Żadnych sztuczek. Powolutku. Tak, dokładnie, widzę, że się rozumiemy. Niemal, kurwa, bez słów. Grzeczni chłopcy. Powolutku. Chodźcie za wujkiem"). Wziąwszy ich następnie na stronę, w uliczkę nieprzyjemną, owładniętą maksymalnie oparami ze studzienek kanalizacyjnych, buchających w powietrze niczym lokomotywy para przekłębiasta, Bucefał, zagorzały kibic KSK Karkonoszy i aktywny działacz Ruchu Narodowego, przedstawił jak się ima w ów czas sytuacja, do której będzie musiał się przyporządkować ojciec, jeśli jeszcze kiedyś chce zobaczyć syna.
      Sprawa wyglądała prosto, z nocnego klubu jeleniogórskiego, "Bangkokiem" nazywanym, należy odebrać przesyłkę, w której mieści się czterdzieści dwa kilogramy krystalicznie czystej, odcienia błękitnego, crystal blue dosłownie, metamfetaminy, za którą już całą kwotę zapłacono, przelewem, przedwczoraj, właśnie teraz pieniążki zostały zaksięgowana na szwajcarskim koncie dostawcy.
Problemem jest odbiór. Problemem jest coraz szybciej i boleśniej dygoczący mięsień sercowy na myśl o spotkaniu w cztery oczy z psiarnią, a tym bardziej z tajniakami. Problemem jest również ta sparanoizowana do granic sparanoizowania paranoiczna paranoicznie przeparanoja, w którą łysy wsiąkł, nie wiedząc już od dłuższego czasu, co snem, a co jawą.
      Zatem Bucefał po zakończeniu siedem godzin wcześniej swego pikowego przewrotu
na mieście, rają ze stu dwudziestu trzech gramów, uformowaną w kontury geograficzne Rzeczpospolitej, na ciemnym blacie kuchennym w jadalni na melinie; na góry, rzeki i jeziora także czas odnalazł, a z geografii, map zwłaszcza, zawsze brylował, więc naprawdę było
co nozdrzem wciągać. Logicznym według niego było, iż od kiedy zaczął handlować na poważnie, nawet w hurcie i nawet z wysyłkami zagranicznymi, z dostawą do domu włącznie, polskie służby porządkowe od razu wzięły go pod włosie i od ładnych paru miesięcy jest na 23-godzinnym celowniku; tej godziny, co ostatnią jest w dnia ciągu, nie liczymy jako inwigilowaną, gdyż ten dobrze zapowiadający się kibic, aktywista i diler nie traktuje swego codziennego przeleżanego snu-ninja godzinnego jako coś szczególnie interesującego bezimiennych agentów ogarniturowanych, którzy pod lupą go mają; "regeneracja tkanki, ducha i dupy", jak to lubił powiadać, "teraz na pewno wyłączyli wszystkie podsłuchy, kamery i inne pluskwy skurwiałe... to ich na bank interesować nie może... na bank! mogę odetchnąć z ulgą i przeleżeć chwilkę bez przeświadczenia obserwacji ze strony osób trzecich... spróbuję zamknąć tylko oczy i zamkniętymi pozostawić przez czas jakiś je...". Z resztą, ba, przecież nie tylko polskie służby maczają w tym palce... Już udowodniono, że Polaczki kooperują z CIA, FBI, NSA, MI5, SIS, Mosadem, VEVAKiem, Servus Bertonum, SWR RF, Stasi, MIVDem oraz Tokubetsu Koto Keisatsu; cała ta śmietanka odpowiada za te drażniące niewidzialne drony aliści, stacjonujące każdego dnia w okolicach, w których Bucefał się pojawia, na mur-beton-kryształ.
      "A więc ten gość zostanie moim żołnierzem, czarnuchem, królikiem doświadczalnym,
a może i mu się kurierem bycie spodoba i utworzymy spółkę? Kto wie? Groźnie nie wygląda, ale widać, że dla dziecka gotów jest poświęcić W-S-Z-Y-S-T-K-O, dlatego też jego dotychczasowy światopogląd, kodeks moralny oraz honor pójdą się jebać, gdy stanie w końcu pod ścianą, między młotem a kowadłem, Scyllą a Charybdą." - pomyślał na szybko Bucefał. Rzecz jasna, ojciec nie stanie na nogi, nie podbuduje sobie zduszonego w zarodku ego ani nie nabierze siły i mocy bez odpowiedniej ilości chemii odpowiedniej, wprowadzonej na sposób przewszelaki - do rozpatrzenia, przetestowania i zaakceptowania - tak... musi go skrystalizować, nie ma innej opcji, bez tego ten chłopina nie udźwignie tej misji. Na szczęście, w kondomierce miał swoje ostatnie dwadzieścia siedem pakietów czecha, pozostawione na czarną godzinę jak ta. Iście wyjebiście.
      - No już, kurwa, bez przeaktorzonej paniki mi tutaj, kurwa, wiesz co się ciśnie, wiesz co będzie, więc, kurwa, spokój i słuchać, kurwa! Chyba że chcesz, żebym na miejscu podziurawił ci, kurwa, synusia, okularniku pierdolony! - w istocie, ojciec posiadał znamienitego witrażu okulary korekcyjne, których wieczka i szkła przypominały tak najzwyczajniej w świecie spody butelek szklanych po trunkach chmielem, jęczmieniem, żytem, pszenicą, siarczanami
i askorbinowymi kwasami zaprawianych, tyle że nie na wariata, jako tulipan niemalże,
o cokolwiek, co najbliżej, utworzony rozbiciem charakterystycznym, gdy nastaje mus przystania do walki; takie to z kominkami na spodzie by były, a te z kominkami na spodzie być nie mogą, bo przecież z kominkami na spodzie spora część twarzy ojca wokół oczu jego poszarpana by została niczym przerośnięta łechtaczka doprawionej pernikiem hieny wścieklicą zarażonej,
co to ją zaswędziało.
      - Proszę, nie wiem dlaczego wybrałeś akurat nas, ale zrobię, co tylko zechcesz, tylko nie krzywdź mojego syna! Nic nie zawinił, dobra? Rozumiesz, co do ciebie mówię, prawda?
     - O, rozumiem jak najbardziej, ale o tym zadecyduję, kurwa, osobiście, czy zawinił czy nie zawinił. A teraz posłuchaj, masz tylko jedną jebaną szansę, by wyjść z tej sytuacji bez szwanku, a kto wie, może i nawet zarobisz trochę na tym. Słuchaj, kurwa, ojczulku... - koleś wymiękał, Bucefał był tego pewny, strużki potu zalały mu całą mordę, okulary zaczęły się obleśnie zsuwać po piegowatym nosie, a na dodatek momentalnie na jego pachach zaczęły się szybciutko rozlewać plamy potu, którego woń nastała od razu. Dzieciak za to stał w jednym miejscu, bez ruchu, zapatrzony w przestrzeń, z niewielkim Sokołem Millenium LEGO STAR WARS w garści lewej i z przemoczoną od stresu dłonią taty w garści prawej. Wszystko wskazywało na to, iż to chłopaczek jako pierwszy instynktownie wyczuł powagę sytuacji, co więcej zrozumiał to jeszcze przed tym, jak naćpany Bucefał to ogarnął i tak, po prostu, kurwa, o, zdecydował posunąć się na taki krok, a nie inny. W sumie to akurat w tamtym momencie przypomniał mu się thriller z lat 90. z Johnnym Deppem i Christopherem Walkenem w rolach głównych, w którym to intryga wygląda bardzo podobnie, choć była o wiele bardziej przemyślana i o wiele bardziej mniej na wariata, mimo że wciąż jak najbardziej na wariata. Chłopaczek jednakowoż, widać i czuć było, jest z tych chojraków, co to dostosują się, utulą, będą grzeczni, a w ostateczności wyruchają cię na cacy, bez masła, z nożem w plecach i z kolczatką owiniętym chujem w dupie. 
      - Rok 1995, Walken, Depp i jego sześcioletnia córeczka, którą oddzielają od tatusia już na początku filmu, na zatłoczonym dworcu, para jebanych tajnych policjantów, Łowca Jeleni jest jednym z nich, babeczki nie kojarzę, ale szmata zamyka małą w samochodzie,
a przechowujący w wietnamskim obozie jenieckim zegarek dla Willisowego Butcha
w odbytnicy swej, co to do rodziciela należał, gdy żył jeszcze, wręcza Nożycorękiemu pistolet
i rozkazuje zastrzelić gubernatora Kalifornii, nie Schwarzeneggera. Jeśli tatuś zadania nie wykona, córka nie przeżyje. Ma na to pierdolone półtorej godziny. Znasz ten film?
       - Coś rzeczywiście kojarzę, ale jak przez mgłę...
      - Żeby to, co teraz do ciebie mówię nie zostało przyswojone jak przez pierdoloną mgłę, kurwa... Słuchaj, sytuacja jest adekwatna do tej filmowej, z tym że ty zrobisz dla mnie coś innego, odbierzesz za mnie pewną walizkę... Wszystko jest już ustawione, misja nagrana, dostawca cierpliwie czeka po odbiór... Ja niestety nie mogę tego zrobić, choć bardzo, ale to bardzo, kurwa, potrzebuję, ale mam na pieńku z co poniektórymi postaciami z umówionego miejsca spotkania, więc nie wypada, bym się tam pokazywał... za to ty, mój drogi panie kochany, możesz to zrobić bez problemu, z palcem w dupie i z zamkniętymi oczami, kurwa, niemal... Wpierw muszę cię odpowiednio nastroić i przygotować, żebyś przypadkiem nie poszedł na policję... Pamiętaj, kojarzysz mnie tylko z ryja, danych nie znasz, a jeśli byłbyś na tyle głupi, żeby pójść rzeczywiście na komisariat, musisz zdawać sobie sprawę, że psiarni to też zapewne krótko nie zajmie, zanim cię wysłuchają i zaczną rozpoczęcie rozpoczęcia działania... w tym samym czasie twój synuś będzie już gnił, kurwo, w rynsztoku pod wiaduktem, nieopodal Zgorzeleckiej, a jego soczyste, młodociane zwłoki będą rżnięte na zmianę przez tabuny menelów, chcesz tego, kurwa? No pewnie, że nie chcesz, a ja ci daję szansę, by do tego nie doszło. Co masz w torbie? Masz jakieś mącadło?
     - Co? Mącadło? Co to jest mącadło?
     - Noż kurwa, mącadło... Mącidełko? Jakaś podstawka zjebana? Kawałek kartki, mandatu, rachunku dużego, nie wiem, kurwa, książki, gazety chociażby? Musisz mieć choć jedną z tych rzeczy w torbie...
      - Mam... "Klossa"... - ojciec zaczyna grzebać w swej zamszowej torbie w kolorze zgniłej zieleni.
      - "Klossa"? Jak to Klossa? Tego Klossa-Klossa? Na zasadzie, że Hansa, kurwa?
      - Dokładnie, mam akurat przy sobie większość numerów... W sumie mam je już
od dzieciaka... I wciąż są w stanie perfekcyjnym...
      - Chuj mnie boli czy są w stanie perfekcyjnym, czy w stanie rozkładu, kurwa! Dawaj jeden zeszyt i kucnijcie na ziemi razem ze mną... - Bucefał wyrwał z rąk ojca dziesiąty numer "Kapitana Klossa"... Odcinek nosił tytuł "KURIERKA Z LONDYNU". - Z Londynu, kurwa... Ten temat, co to go odbierzesz szybko, gładko i przyjemnie od mojego dostawcy, też przybywa
z Londynu i mam szczerą nadzieję, że tym razem nie będzie aż tak wymieszanym ścierwem jak poprzedni, którego nota bene też należało wymieszać, by rozprowadzić po mieście, w celu wymieszania kolejnego, odsprzedania płotkom, po wymieszaniu następnym, którzy wymieszają go raz jeszcze i polecą w misję handlową na ulice, zatem... Mam tutaj... - uzbrojony dres wyjął swoje dwadzieścia siedem pakietów, rozsypał wszystko z przezroczystej samarki na komiks, wyciągnął kartę bankomatową wraz z prawem jazdy i zaczął kruszyć i formować perwitynę
w modrawe ścieżki przeolbrzymie, a jak na pierwszy raz ojca-kuriera, człowieka, oprócz marihuanen, piwka i wódki ze szlugami odświętnie, z narkotykami wspólnego nic nie mającego - ściechy prze-prze-prze-prze-prze-kurewsko-olbrzymie. 
      - Słuchaj, ułożyłem ci tutaj niezłe wariactwo na Hansie twoim, proszę ciebie, kurwa, masz tu dwadzieścia pięć pakietów skruszonych... nieco mniejsze od moich rai, ale skoro jesteś dziewicą, wystrzeli cię w skurwysyn... Będziesz szybszy, bardziej czujny, skoncentrowany, przepełniony energią i zapałem ku działaniu... I bez dyskusji, wciągasz wszystko do porzygu, trzymaj banknot, zroluj sobie i szuraj, na raz czy na raty, chuj mnie to boli, ale zaraz ma być wszystko wciągnięte, bo im szybciej wciągniesz, tym szybciej otrzymasz dalsze instrukcje, tym szybciej rozpoczniemy operację, co w ostateczności sprowadza się do tego, że tym szybciej odzyskasz synka, kapujesz, ziom? No, więc bez pierdolenia, wciągaj, kurwa!
      Cały proces pierwszego w życiu narkotyzowania się ojca, inną używką niż cannabis, alkohol i tytoń, potrwał może z trzy, maksymalnie cztery minuty. Bucefał był mile zaskoczony, bał się, że gościu zwróci przy pierwszym zetknięciu nozdrza z metą, a tu proszę - przyswojenie t-o-t-a-l-n-e... Ojciec wystrzelił się niczym nagrzana do czerwoności rakieta, w podróż międzygalaktyczną, misja powrotna nie wchodzi, kurwa, w grę... Dobrze, zdążył go uzależnić, może być więc pewny, że po traumach, które przyniesie temu Bogu ducha winnemu ojcu swego syna noc nadchodząca, człowiek ten jeszcze nieraz zgłosi się potem do niego po towar... Dzięki Ci, o matko ma, przenajświętsza, jedyna i niepowtarzalna, oblubienico, pani serca mego, lubo, miło, dulcyneo, donno, bogdanko najdroższa, niebogo wybrana, rozumiejąca i czująca mnie, do granic i od bezkresu, do końca i od początku, do początku i od końca, mnie, mnie, mnie, kurwa, i tylko MNIE, Bucefała Przepotężnego, moja Ty  (rac)-N-metylo-1-fenylopropylo-2-amino wspaniała... 
      - Dobrze, a teraz te dwa pakiety, co ci je zostawiłem... I spokojnie, wiem, że smak nie będzie zbyt przyjemny, dlatego masz tu na popitkę tę oto naleweczkę roboty własnej i po prostu wsmaruj to sobie, kurwa, w dziąsła, zęby, język i w co tylko, kurwa, postanowisz... Dla mnie możesz nawet oblizać serdecznego, oprawić piko i wsadzić sobie w dupę, twoja brocha, stary... Ale już, bez ociągania się, wpierdalaj... Dobrze... Teraz posłuchaj, na Raamstad 17 znajduje się pokaźnych rozmiarów klub nocny, co zwą go "Bangkok", na pewno wiesz gdzie
to jest... to, kurwa, największa umieralnia dla młodzieży w tym przeżartym mieście, więc o to,
że nie trafisz obaw nie mam... atoli musisz wiedzieć, że mężczyzna, który przekaże ci z ręki
do ręki walizkę, będzie czekał na ciebie i tylko na ciebie, jednakoż rozpozna cię
po wyszeptanym w jego lewe ucho znaku-sygnale, który ustaliliśmy już wcześniej, oczywiście wprzódy uściśniesz jego prawą dłoń swoją prawą dłonią... 
     - A jakie to hasło? - zapytał, choć wykrzyczał złowieszczo właściwie, ojciec,
który prawdopodobnie przegrzeje się dzisiejszej nocy, dostanie nerwobólów, zapaści, zawału
i wykrwawi się do szczętu po bliskim spotkaniu głowy z podłożem, podłożem akurat będącym w trakcie zapowiadającego się w dalszej perspektywie omdlenia.
     - Masz powiedzieć "W Paryżu najlepsze kasztany rosną na placu Pigalle". Powtórz...
     - Znam tę kwestię na pamięć, przecież to Kloss, wiesz, Kloss-Kloss-Kloss...
     - No to powtórz...
     - "W Paryżu najlepsze kasztany rosną na placu Pigalle". A on mi wtedy odpowie "Zuzanna lubi je tylko jesienią. Przesyła ci świeżą partię.", prawda?
      - Kurwa, jasne, że prawda... Wow... miło mnie tu zaskoczyłeś... naprawdę to z Klossa?
      - Jak Boga kocham...
      - Wierzę... Dobra, teraz została nam tylko rzecz ostatnia... Mianowicie, twoje narzędzie obronne, czyli... po prostu gnat - Bucefał z głębokiej kieszeni wewnętrznej płaszcza wyciągnął ładnie zachowaną Berettę i wręczył w dłoń ojca, po czym sam własnoręcznie dokręcił mu tłumik
do lufy.
      - Nie spodziewam się żadnych ekscesów wymagających otwarcia ognia, ale jak już się znajdziesz na parkiecie w tym motłochu, odbierzesz przesyłkę i będziesz miał ją pod ręką, należy spodziewać się najgorszego i najmniej spodziewanego, niestety... Z drugiej strony
w sumie, jak to mówią, w rzeczywistości wojny się nie uniknie, można ją tylko przełożyć,
aż wróg będzie silniejszy...
      - Nie potrzebuję broni, mam czarny pas w Jeet Kun Do.
      - Że jak-jak? Jeet-co-kurwa? 
      - Jeet Kun Do... Inaczej "Droga Przechwytującej Pięści". Naukowa walka uliczna, którą stworzył od podstaw sam Bruce Lee...
       - Serio mówisz teraz?
      - Bruce badał szczegółowe, sprecyzowane aspekty, jako że miał wizję swojej sztuki walki, wiedział czego chce i jak ma wyglądać jego Jeet Kune Do. Pomimo faktu, że był mocno inspirowany przez boks starej ery, zwany „słodką nauką”, oraz szermierką, to Jeet Kune Do
nie jest ani boksem ani szermierką, nie jest sportem, a naukowym podejściem do sztuki walki
i charakteryzuje je prostota, bezpośredniość i nieklasyczność. Prościej mówiąc, obronisz się przed każdym, a w parterze rozmieciesz każdego, kogo zechcesz rozmieść. 
       - Kurwa, ojczulku, dobrze wiedzieć, że zupełnie przypadkiem trafiłem na zioma, który zna się na rzeczy i potrafi wpierdolić, kiedy trzeba, ale uwierz mi i posłuchaj uważnie... Lepiej mieć ze sobą broń i jej nie potrzebować, niż jej, kurwa, nie mieć, a, kurwa, potrzebować... Czaisz? Rozumiemy się? Nadajemy na tych samych falach? Mimo twojego nietrzeźwego stanu, i uwierz mi, kurwa, na słowo, dawno już nie widziałem AŻ TAK KUREWSKO wystrzelonej kryształem osoby jak ciebie tu i teraz przede mną... Więc... Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że od powodzenia twojego zadania zależy czy znów złapiesz syna za rączkę i pójdziecie spokojnie
w swoją stronę czy, kurwa, potrzymasz go sobie za tę rączkę jebaną w pierdolonym prosektorium, do którego trafi po tym jak sanitariusze wezwani na tutejsze miejsce zbrodni spakują jego niewielkie ciałko do tego przesympatycznego czarnego wora na zamek błyskawiczny. Rozumiesz to, prawda?
      Ojciec, nażarty w kurwę, przyjrzał się tylko równie nażartym oczom Bucefała, ze źrenicami jak szpileczki, po to tylko, by przekonać się, że ten nie służący w zupełności pozytywnie społeczeństwu przećpany zakapior nie blefuje, jeśli chodzi o zadanie śmierci. I cóż...
Nie blefował... Dlatego bez słów nachylił się nad synkiem, wstrzymując z całych sił
swoją pobudzoną nieprzyjemnie mimikę, mimo szczękościsku, bólu kruszejących zębów
i maksymalnej suchoty ślinianek, uśmiechnął się szczerze i poczciwie spojrzał dziecku w oczy,
z nadzieją, lecz także obawą, iż po tym nadchodzącym uścisku, uścisku bezwarunkowym, uścisku obligatoryjnie koniecznym, uścisku przepełnionego miłością ojcowską najwyższej próby, w najczystszej postaci, ultymatywnie zdecydowanym, nieugiętym, szczerym, charakternie całą gębą niekwestionowanie pierwszej wody katońskim...
Zwyczajnie, przegrzany czy nie przegrzany, zdawał sobie sprawę, że mogą się już więcej nie zobaczyć, a nikogo przecież w życiu tak jeszcze nie kochał, i kochać nie będzie, jak tego owocu lędźwi swych pociesznego ciekawskiego, cwanego szkraba, tak na sto pięćdziesiąt, przenikliwego myśliciela swych dziecięcych lat jedynych, i na koniec świata i jeszcze dalej...
No cóż, nie ma co przeciągać, czas się zbierać...

      Kocham Cię, synku.
      Zawsze będę.
      Kochaj więc, okularniku pierdolony!



(CDN)



Pan Harmonijka
11.09.2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz